Jak zniechęcić Polaków do kupowania starych samochodów? - zastanawiali się posłowie. I wpadli: Na używane auta nałóżmy nowy podatek! Eksperci załamują ręce i mówią: Nie tędy droga. Zatem którędy? Ten kierunek może się spodobać.
Przemysł motoryzacyjny w Polsce ledwie zipie. W styczniu 2013 r. krajowa produkcja samochodów spadła rok do roku o prawie 23 proc., a w całym 2012 r. z taśm polskich fabryk zjechało o niemal 200 tys. aut mniej niż w 2011 roku. Problemy branży mogą kosztować nas spadek wzrostu PKB o 0,5 pkt. proc.
Czy można jakoś poprawić sytuację tego sektora? Przedstawiciele branży od początku kryzysu domagają się od rządu zmian w podatku VAT na samochody oraz wprowadzenia podatku ekologicznego. Sejmowa Komisja Gospodarki pracuje nad propozycją takich zmian - donosi tygodnik "Bloomberg Businessweek".
Szczegóły projektu nie są jeszcze znane, wiadomo jednak, że politycy są za - chcą zwiększyć popyt na produkowane w Polsce auta, wprowadzając podatek ekologiczny.
Idea niby słuszna
Podatek ekologiczny, jak sama nazwa wskazuje, ma przyczyniać się do ochrony środowiska naturalnego. W przypadku samochodów chodzi głównie o emisję spalin. Za auta z niską emisją płaci się co roku niższy podatek, dlatego (przynajmniej w teorii) kupujący mają motywację, by wybierać nowe pojazdy zamiast używanych. Podatek ekologiczny miałby zastąpić akcyzę, którą płaci się za sprowadzanie używanych czterech kółek.
Polacy masowo kupują samochody z drugiej ręki. W zeszłym roku do Polski sprowadzono zza granicy ponad pół miliona aut, czyli więcej niż według prognoz ma wynieść w 2013 r. krajowa produkcja nowych. Po wprowadzeniu podatku ekologicznego kupowanie starych, używanych pojazdów przestałoby być opłacalne. Niestety, jak przyznają dziennikarze "Bloomberg Businessweeka", nie ma analiz, czy osoby obecnie sprowadzające auta zza granicy byłyby gotowe na większy wydatek w salonach.
A co o pomyśle mówią analitycy? Grzegorz Błachnio, ekspert Euler Hermes, zwraca uwagę, że Polacy jeżdżą starymi samochodami nie ze względu na upodobania, tylko dlatego, że na nowe ich nie stać. Zakup nowego można co prawda finansować pożyczką bankową, ale zdaniem analityka obecne spowolnienie gospodarcze nie sprzyja podjęciu decyzji o wzięciu kredytu.
- Skoro odkładane są decyzje o zakupie dóbr trwałego użytku - sprzętu AGD czy mebli, to co dopiero mówić o zakupie samochodów - mówi Błachnio.
Wielu Polaków nie ma jednak wyboru i musi korzystać z czterech kółek. Ci, dla których auto to artykuł pierwszej potrzeby, chcąc nie chcąc, musieliby płacić więcej.
- Dla naszego społeczeństwa samochód nie jest oznaką prestiżu, tylko narzędziem pracy - mówi dr Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. - Tego typu manipulacje, by zatrzymać import używanych pojazdów i zmuszać do kupowania nowych, oznaczają pozbawianie Polaków możliwości np. wymiany lodówki czy mieszkania na nowe.
- Podatek ekologiczny jest bardzo ryzykowny politycznie - przyznaje Grzegorz Błachnio i dodaje, że uchwalenie takiego podatku w najbliższej przyszłości jest mało prawdopodobne. - Jego wprowadzenie miałoby bardzo negatywny oddźwięk społeczny. Byłby to de facto podatek uderzający w słabiej sytuowaną część społeczeństwa.
- O wiele łatwiej byłoby uzyskać efekt zwiększenia zakupów nowych aut, po prostu zmniejszając opodatkowanie VAT-em samochodów i paliwa - uważa Andrzej Sadowski.
Czy to w ogóle ma sens?
Część ekspertów przyznaje, że podatek ekologiczny jest racjonalny, ale wiele zależy od tego, w jakiej formie miałby zostać wprowadzony.
- Diabeł tkwi w szczegółach - mówi Wojciech Drzewiecki z Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR. Podkreśla, że wprowadzenie sensownych zmian wymaga bardzo dokładnej analizy rynku. - Nie sądzę, by w komisji sejmowej mógł powstać dobry projekt, ponieważ w Sejmie brakuje dobrego zaplecza informacyjnego.
Zdaniem Drzewieckiego i Błachnio większy impuls dla rynku motoryzacyjnego miałoby wprowadzenie całkowitego zwrotu VAT za samochody użytkowane w działalności gospodarczej. Jednak Ministerstwo Finansów zgadza się tylko na odpis rzędu 50 proc. i nieznaczne zwiększenie limitu odpisanej kwoty.
Niech rząd rozdaje samochody za darmo
Najciekawszy w całym zamieszaniu z podatkiem ekologicznym wydaje się fakt niewielkiego wpływu mechanizmów fiskalnych na popyt samochodów oraz relatywnie dobra kondycja naszego rynku wewnętrznego.
- Spadek produkcji samochodów w Polsce w małym stopniu zależał od krajowego popytu (który notabene zmniejszył się nieznacznie), ale jest przede wszystkim efektem spadku na rynkach eksportowych, zachodnioeuropejskich - mówi Grzegorz Błachnio.
Czyżby posłowie próbowali więc rozwiązywać nie te problemy, które są naprawdę istotne?
- Cały ten projekt bazuje na fałszywej diagnozie i proponuje fałszywe rozwiązania - mówi dr Andrzej Sadowski i powtarza, że głównym problemem polskiego rynku samochodowego jest zbyt duże obciążenie podatkami.
Państwo ściąga z kierowców tyle pieniędzy, że nie dziwi chęć zwiększenia popytu na samochody. Ale jest prostszy sposób niż działanie za pomocą dociskania śruby podatkowej.
- W Szwecji przeprowadzono badania, z których wynikało, że rząd szwedzki powinien rozdawać obywatelom samochody nieodpłatnie. Kwoty, jakie podatnicy płacą za posiadanie auta i w paliwie, sprawiają, że koszt pojazdu zwróciłby się rządowi po dwóch latach. Podobną sytuację mamy w Polsce - mówi Andrzej Sadowski.
Źródło: finanse.wp.pl